dryfujace wraki.
tak, zdaje sie nazywa sie blogi jak moj. porzucone, zapomniane w ferworze walki/drogi/niekonczacego sie eksperymentu pt. co by tu jeszcze zbroic.
bo po prostu za duzo sie dzieje, zeby palce mogly nadazyc w poscigu po klawiaturze
bo szkoda czasu, wiecznie za malo czasu, bo tu sie prosze panstwa, toczy pojedynek z czasem, ale przepelniony uczuciem, pasja. tango z czasem, jeszcze jedna piosenke prosze
bo jak w slowach (w slowach!) zmiescic ten caly zywiol, swiecace oczy, zaskakujace objecia, powietrze, ktore upaja do szalenstwa, zakochiwanie sie wciaz na nowo, deszcz, ktory zmywa wszystko i zaczynamy jak gdyby nigdy nic jeszcze jedna runde…
bo nie wiem, w ktorym jezyku pisac
bo nie mam polskich znakow
bo mam skomplikowana relacje z technologia wszelaka, a moj komputer lubi sie obrazac i jest wtedy jak kot, nie do uglaskania
bo nie wiem nawet czy ktos to czyta
bo biore odpowiedzialnosc za slowa (slowa!) a to wymaga czasu, przytomnosci umyslu i kawy
bo odkrywam i snie i mi sie spieszy
bo w nowe przed siebie i tym razem do Palestyny
2 października, 2012 at 7:23 am
ktos zerka. ktos czyta. z serca drzeniem… z zaciekawieniem… calus